Babcia rzuciła krótkie hasło:" Jedziemy w sobotę grilla do Cigacic". I wszystko jasne. Upał, dzieciaki zapakowane, wystrojone (na wejście tylko, jak się później okazało), zakupy zrobione i w drogę. Ogródek prababci pełen niespodzianek i miejsc typu - TU NIE WOLNO. Nasze obawy, że będzie Maksyk i rany drapane bądź szarpane. Wszystko niepotrzebne. Dzieciaki chodziły wyznaczonymi ścieżkami, grządek nie stratowały, kwiatków nie powyrywały. A radości było co niemiara.
Mały Adrianek też dzielnie znosił ten upał.A to nasz mały szkrab, Darka siostry pierworodny. Małe cudo ze szczęśliwej daty 13 lutego w piątek:).
zamyślony młody bóg
mała diablica
babcia i prababcia zapatrzone we wnusia
początek świetnej zabawy
i efekty...
Zabawa trwała z dobre 15-20 minut. Dzieciaki mokre, zwłaszcza Olcia. Nawet mnie się dostało. Po tym szale biegały na golasa, a ciuchy schły na sznurku. Na koniec zrobili sobie błotko i się w nim taplali. Tyle szczęścia na raz:). Imprezka zakończyła się pod prysznicem. Pazurki u stópek jeszcze do dziś się odmaczają. Fajny, udany wyjazd. Rodzice trochę zalatani, mama wróciła głodna z grilla, ale warto było:).