czwartek, 18 grudnia 2014

Miny

Lubimy robić śmieszne, czasem nawet dziwne miny...i tyle. Mnie się czasem udaje złapać te dzieciaczkowe wygłupy w kadrze.








 Rodzeństwo - nie wyprą się. I na pewno nasze, bo po nas to mają...:)






wtorek, 25 listopada 2014

Krzesełkowe LOVE

Któregoś popołudnia Ola odkryła Patrysiowe drewniane małe krzesełko. Dopadła ją strzała Amora. Zachwyt nad tym kawałkiem drewna i ceratowego obicia nie ma końca po dziś dzień. W sytuacjach awaryjnych krzesełko zastępowane jest taboretem bądź krzesełkiem do karmienia. Kiedy na horyzoncie pojawia się prawowity właściciel i ma ochotę zeń skorzystać - rozpaczy nie ma końca. Zaskakuje nas to dziecię mniej więcej od połowy dziewiątego miesiąca swego żywota, co też za figury na tym kawałku przestrzeni można wyczyniać.



wtorek, 14 października 2014

Rodzeństwo

Minęło już ponad 10 miesięcy i powoli nasze mały szkraby stają się rodzeństwem. Ale początki bywały różne. Póki Ola głównie leżała - nie było problemu. Czasem tylko wzbudzała zazdrość w Dziubasie, gdy TATA brał na ręce i odciągała chwilami mamę od zabawy. Ale to jeszcze można było znieść.



Potem, ale wciąż na leżąco lub półsiedząc, trochę bardziej Kurczak brał udział w życiu rodzinnym. To jeszcze też było do zaakceptowania.



Spanie na jednej kanapie też było możliwe
Razem na kolanach u mamy, albo w łóżku rodziców z tatą - no jeszcze jak Cię mogę...



Pod czujnym okiem rodziców - małe próby zabawy


No ale , jak Ola zaczęła się przemieszczać, pojawił się problem. Konkurencja. Do zabawek, miejsc, zajęć, no po prostu do wszystkiego. Zaczęły się szturchańce, kuksańce, popychanie, odpychanie, klepanie. Do tego okraszone wrzaskiem, rykiem, piskiem to jednego to drugiego bąbla. No istna masakra. I czasami nic nie daje proszenie, tłumaczenie, nawet wrzeszczenie. To jest chwila, impuls Patrysiowy i Olka już dostała w łeb. Jak emocje opadają, to w końcu coś im wychodzi na kształt zabawy. Ostatnio coraz więcej, bo Dziubas w końcu chyba zaakceptował siostrę. Nawet coraz częściej powtarza: " To moja Ola". 
A my łapiemy aparatem te ulotne chwile, gdy niby się pięknie bawią:). To taka osłoda na nasze rodzicielskie dusze. Gdy maluchy już śpią wyczerpane całym dniem i popołudniową walką o przetrwanie, my zapominamy o hałasie i oglądamy sobie te obrazki z uśmiechem na twarzy. I mimo wszystko - super,że jest dwójka. To daje siły do dalszej walki następnego dnia:).
"Plosię Ola, tylko nie ić z kłełka na dłogę"





"Dobra, to niech już weźmie tę książkę, ale niech się odczepi od moich ziuziuków"




I na deser - buzi, buzi:)

No nie wiem, nie wiem, co to będzie dalej. Oba uparte, oba zazdrosne. Będzie się chyba krew lała...;)

wtorek, 30 września 2014

Ola - trzeci kwartał

Z drugim dzieckiem czas leci tak nieubłaganie szybko. Za szybko. Rośnie to w oczach, postępy robi ekspresem - nie można nadążyć. Ola nas zaskakuje bardzo. Nie wiemy na pewno, czy to syndrom: "Dziewczynki rozwijają się szybciej", czy po prostu ta swoboda, którą dostała siłą rzeczy. Jednego dnia obraca się z pleców na brzuszek i z powrotem, a już następnego pełza przez cały przedpokój. Wczoraj trzeba było ją sadzać, a dziś nie potrzebuje niczyjej pomocy. Dziękuję Bogu, że urlop macierzyński jest teraz cały rok, bo wiele rzeczy by mi umknęło, a szkoda. Z dat ważnych do zapamiętania:

1) samodzielne siadanie - 10 sierpnia
2) pierwszy ząbek, dolna prawa jedynka - 16 sierpnia
3) raczkowanie - 30 sierpnia

Jaka jest Ola? Pierwsze, co ciśnie się na usta - zupełnie inna niż Patryś. Dziubas był ostrożny, Olka pcha się 100 razy w to samo miejsce, mimo, że upadła, uderzyła się, czy coś nie wyszło. Wszystkiego dotyka, wszędzie zagląda. Chwili nie usiedzi w jednym miejscu. Krzykiem i płaczem wymusza niemal wszystko. Jest niemal ciągle chora. Od ospy była może tydzień zdrowa. Nasza teoria: Patryś przynosi ze żłobka, kichnie prychnie i zdrowy, a Olcia odchorowuje. Pocieszamy się, że może w żłobku będzie tym najmniej chorującym dzieckiem. Nie przesypia całych nocy do dziś. Ale można z tym żyć. Dopiero przy Fasoli zrozumiałam, że matka snu nie potrzebuje aż tyle, a mimo to funkcjonuje i żyje. Co jeszcze? Śmieje się z każdego: "nu, nu, nie wolno". No łach pełną gębą. Brata uwielbia. Klei się do mamy nogi, a na widok taty piszczy. Ogólnie - jest boska. Rozwala nas swoich zachowaniem każdego dnia.

A co z nami?, rodzicami po raz drugi? Chyba jesteśmy bardziej pobłażliwy. Mniej się trzęsiemy nad latoroślą. Dajemy więcej luzu. Niestety mamy też mniej czasu, niż dla Dziubaska. Są tego plusy i minusy. Plus - Młoda jest bardziej samodzielna. Minus - czasem za bardzo samodzielna:). 

Reasumując: nie wyobrażam sobie życia bez dwójki łobuzów. Polecam wszystkim rodzicom jedynaków. Owszem, jest ciężko, czasem bardzo. U nas trudność dodatkowo stanowi mała różnica wieku. Dziubasa traktujemy czasami zbyt dorośle i zbyt wiele od niego wymagamy. On jeszcze wiele nie rozumie i też chce być traktowany jak mała dzidzia. Powtarzanie mu: " Ale Ty jesteś już duży" chyba go frustruje, ale człowiek mimo woli używa tego argumentu wciąż i wciąż. Wspólne zabawy to obrazki z telenowel. Miesiące trwało, zanim można ich było obok siebie spokojnie posadzić. Zresztą, nieustannie Olka dostaje w łeb od brata. No ale dziś w końcu się odgryzła i pociągnęła brata za włosy. Ale o tym innym razem, bo to temat rzeka. Tak czy siak - z dwójką super. A jakby nas było stać -  to serca starczy i dla trzeciej pociechy:).


wtorek, 9 września 2014

Grzybobranie

Około dwóch tygodni temu wymyśliliśmy sobie spacer po lesie. A że las mamy dosłownie pod nosem - 5 minut piechotą - wzięliśmy koszyki, nożyki, dzidziole i ruszyliśmy na poszukiwania brązowych kapeluszy. Ale się miło zdziwiliśmy. Grzybów mnóstwo. Mieszkamy w pobliżu najbardziej zagrzybionego lasu w mieście. ŁAŁ!:)



poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Wakacje

Oj, długo czekaliśmy na te wolne dni. Mam tu na myśli głównie Darka. Dzieci stęsknione, żońcia zalatana przy dwójce pociech. Razem to zawsze raźniej i łatwiej - nie ma co ukrywać. 
Pakowanie to była istna mordęga. Pierwszy wyjazd z dwójką dzieci stał się dla mnie nie lada wyzwaniem. Pakowałam nas dosłownie cały dzień. Jedna cała duża torba ciuchów dla dzidzioli. Druga dla rodziców. Trzecia mała na buty. I pełno materiałowych torebek i plecak na wszystko, co może AKURAT się przydać. Łóżeczko Oli, krzesełko Patryka, pieluchy, tron (nocnik Dziubasowy). Było tego mnóstwo. Zapakowaliśmy dwa auta i siebie na dolepkę:). Kierunek Łagów. Godzina jazdy i... Jesteśmy na wczasach, w tych Łagowskich lasach



Patryk najpierw oswajał się z byciem ciągle na dworze. Jak się już w końcu odnalazł w nowej sytuacji, poznał kolegę z domku obok i szaleństwom nie było końca

.
Na drugi dzień rano, zaraz po wstaniu, ze śpiochami w oczach już stał na werandzie. To była pełnia szczęścia. Atrakcji dla Dziubasa nie brakowało. Mimo że jezioro daleko, plaży brak, było czym się zająć. Oglądał z bliska ślimaki (mikaki), trzymał w rączce małą żabkę. Mama dzielnie łapała, mimo kobiecego naturalnego odrzucenia od płaza. W końcu usiadł na huśtawkę. Zjadł pierwszego loda

Przeżył burzę na dworze

Był na swoim pierwszym ognisku do nocy i sam sobie upiekł kiełbaskę.
















Wyszalał się za wszystkie czasy. I opsiał i skakał i bujał się. Zjeżdżał na zjeżdżalni, skakał na trampolinie. Raz udało się krótko popluskać w jeziorze. Zbierał chrust na ognisko. 
No ale numerem jeden wyjazdu stał się tron - czyli nocnik. Nauczył się w okamgnieniu. Siusiu i kuka już nam nie straszne. Nawet w mieście, na trampolinie zawołał, że musi siusiu. No bosko. Po powrocie do domu tak mu już zostało.
Olcia też się wyszalała. Na swój trochę ograniczony terenowo sposób.


Po całym pierwszym dniu na powietrzu, padła o 20.00 i przespała całą noc. Nic nie marudziła, pięknie jadła i dobrze spała w nocy. Nauczyła się pokazywać, jaka jest duża i jakież to ma kłopociki na głowie. Szczęście od niej biło i tak nas z tego szczęścia cmokała, że pyski oślinione. Cudownie.


Wypoczęły te nasze małe łobuzy. No a my cieszyliśmy się ich szczęście, a odpoczęliśmy trochę w drugim tygodniu urlopu ;).


Wakacje z dwójką małych dzieci to niemałe wyzwanie. Ale radość, który bije z ich oczu i twarzy jest najlepszym widokiem z rana - nawet po 4-5 godzinach snu. Po pierwszych wakacjach jesteśmy też trochę mądrzejsi, co do sposobu pakowania. Być może w przyszłym roku wystarczy jedno auto. No i co się okazało. Nigdy tak mało pieniędzy nie wydaliśmy na wczasach przez 9 lat naszej znajomości. Naprawdę dzieci nie są aż tak drogie:)

Zobacz także

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Labels